Home >
Tajwan leży w strefie monsunowej. Oznacza to, że rok w rok, wraz z nadejściem lata przychodzą też rzęsiste, niemal nieustanne deszcze, które padają aż do jesieni. To niezmienna reguła, według której toczy się życie na tej wyspie. Tyle, że w tym roku monsun nie nadszedł, a konsekwencje jego nieobecności odczujemy na własnej skórze. Dlaczego?
Zanim wyjaśnię, jaki wpływ będzie miało zaskakujące suche tajwańskie lato na rynek IT w Polsce, najpierw muszę zahaczyć o zupełnie inne zjawisko, które miało poważne konsekwencje dla świata. Mam na myśli oczywiście pandemię COVID-19.
Kiedy w początkach 2020 roku zostaliśmy niespodziewanie zamknięci w domach, usiłując nagle przenieść całe życie - od pracy, aż po spotkania towarzyskie - do sieci, wszyscy pospiesznie ruszyliśmy na zakupy. Wszyscy, tak rodzina Kowalskich, jak i firmy z "Top 5" Forbesa, potrzebowaliśmy urządzeń, dzięki którym będziemy mogli funkcjonować w nowym świecie - świecie online. Potrzebne były laptopy, tablety, monitory, smartfony. Rynek zareagował tak, jak można się było tego spodziewać. Najpierw wzrosły ceny, potem pojawiły się niedobory wynikające z braków magazynowych. W końcu, nikt nie spodziewał się takiej eksplozji popytu. Kolejnym krokiem było oczywiście zwiększenie produkcji do poziomu, który mógłby zaspokoić zapotrzebowanie rynku. Tak się stało, a niedobory powędrowały w dół łańcucha dostaw.
Wzrost produkcji spowodował wzmożone zapotrzebowanie na podzespoły, z których składają się upragnione przez klientów komputery, monitory i smartfony. Producenci tych podzespołów także podnieśli tempo produkcji, składając odpowiednio wyższe zamówienia u swoich dostawców, firm dostarczających półprzewodnikowe komponenty takie jak procesory, sterowniki, pamięci czy modemy. I wtedy zaczęły się prawdziwe problemy.
Krzemowy Węzeł Gordyjski
W porównaniu do produkcji komputerów czy nawet ich podzespołów - branża chipów jest skrajnie nieelastyczna i zwyczajnie nie jest w stanie zwiększyć produkcji w reakcji na rosnący popyt. Wiąże się po części z ograniczeniami procesów technologicznych, które w przypadku wytwarzania półprzewodników są zaskakująco długie. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że wyprodukowanie pojedynczego procesora to proces, który trwa nie klika godziny czy dni, ani nawet parę tygodni, ale niemal cztery miesiące! Wzrost produkcji uruchomiony w środku zimy rynek odczułby dopiero w początkach lata… Jednak czas to tylko kawałek problemu. Drugim są pieniądze.
Urządzenia, które są wykorzystywane do wytwarzania chipów są ekstremalnie drogie, ich produkcja odbywa się na zamówienie i pojedynczych dostawców, a cały proces zajmuje jeszcze więcej czasu. Wdrażanie nowych procesów technologicznych czy rozbudowa możliwości wytwórczych zajmuje lata, a zwrot takich inwestycji jest obliczana na dekady. W związku z astronomicznymi kosztami i skrajną specjalizacją branża półprzewodników jest praktycznie zmonopolizowana. Kiedy wszystko działa jak trzeba, to nie jest duży problem, ale jeśli coś pójdzie nie tak, powstaje wąskie gardło, którego nie ma jak poszerzyć. Tak jak w naszym przypadku.
Na scenę wkracza pogoda
Spójrzmy więc na rynek półprzewodników wiosną 2021 roku. Niestety, nie jest to zbyt optymistyczny obrazek: producenci chipów nie są w stanie zwiększyć produkcji, ponieważ wiązałoby się to z potężnymi inwestycjami, których zwrot byłby wysoce niepewny, a ich skutki i tak zaczęłyby być odczuwalne dla rynku dopiero po kilku latach. Braki chipów odczuwają dotkliwie nie tylko producenci komputerów, monitorów, tabletów czy smartfonów, ale też firmy motoryzacyjne czy wytwarzające sprzęt gospodarstwa domowego. Jakby nie patrzeć, różnego rodzaju sterowniki są dziś ważnym elementem niemal każdego urządzenia.
Tymczasem popyt nie maleje. Wywołany pandemią boom na sprzęt komputerowy wydaje się utrzymywać, bo model pracy zdalnej przyjął się na dobre i rozpoczął nieuchronny ruch ku cyfrowej transformacji. Coraz więcej przedsiębiorstw dostrzega korzyści, jakie w dłuższej perspektywie może odnieść dzięki elastyczności i mobilności "cyfrowych" pracowników, cyfryzacji procesów, czy przeniesieniu działań do chmury. Coraz więcej systematyzuje teraz wprowadzone w pośpiechu pod wpływem konieczności zmiany. To wszystko prowadzi do jednego: wzmożonych zakupów.
I tu pora, żebyśmy wrócili do tajwańskiego deszczu, czy raczej jego zaskakującego braku i związku tego zjawiska z naszą sytuacją. Otóż, brak monsunowych opadów prowadzi do katastrofalnej suszy, jakiej Tajwan nie zaznał od 56 lat. Wiele zbiorników wodnych już w tej chwili magazynuje zaledwie 20, a w niektórych miejscach nawet mniej niż 10% zwykłej objętości wody. Susza jest katastrofą dla rolnictwa i poważnym problemem dla ludności, ale przecież ogromnych ilości wody potrzebuje też przemysł. 90% światowej produkcji półprzewodników odbywa się właśnie na Tajwanie. Tymczasem rząd tego państwa już zwrócił się do przemysłu o graniczenie zużycia wody o 13%, co z pewnością będzie oznaczało także zmniejszenie produkcji. A może to być dopiero początek kłopotów z wodą.
Wyprzedzić kłopoty
Pandemii nie dało się przewidzieć. Tajwańska susza jest skutkiem globalnych zmian klimatu, które są śledzone i badane od dawna, jednak modelowanie konkretnych efektów, jakie będą one miały dla poszczególnych krajów jest bardzo trudne i obarczone znaczną niepewnością. Natomiast skutki jednego i drugiego zjawiska dla rynku IT w Polsce są oczywiste: będą opóźnienia, a ceny mogą rosnąć.
Uzbrojeni w tę wiedzę możemy pójść o krok dalej i postarać się zminimalizować problemy dla naszej firmy, jednak by to się udało trzeba zacząć działać już teraz.
Przygotowanie do zakupów zaplanowanych na czwarty kwartał musi zacząć się w tej chwili. Zerknijmy na to bardziej szczegółowo. Przyjmijmy, że przedsiębiorstwo ma w planach inwestycję, której budżet jest zaplanowany na Q4. Rozpoczynając w tym momencie prace projektowe oraz wycenę, mamy szansę zamknąć tą fazę do końca sierpnia 2021. Warto pamiętać, że niejako po drodze jest sezon urlopowy, który nieuchronnie przedłuży każdy proces. Z projektem w ręku jesteśmy gotowi do złożenia zamówienia - dajmy sobie na to trochę ponad tydzień i załóżmy, że 10 września nasze zamówienie trafi do producentów.
Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, które omawialiśmy, rozsądnie będzie oczekiwać, że realizacja zamówienia może zająć nawet trzy miesiące - tyle czasu może zająć wyprodukowanie i skompletowanie sprzętu, a także dostarczenie go do Polski. Oznacza to, że zamówienie trafi do firmy w grudniu i dopiero wtedy otrzymamy fakturę, mieszcząc się w zaplanowanym na Q4 budżecie.
Nie mamy wpływu na to, jak i kiedy uda się rozwiązać globalny problem niedoboru komponentów, jednak w skali naszego biznesu możemy myśleć z wyprzedzeniem, planować i działać, by zminimalizować spowodowane przez ten problem niedogodności.
Autorem artykułu jest:
Paweł Szymczak || Kierownik Sprzedaży w One System || pawel.szymczak@onesystem.pl